Koniec tygodnia bardzo pracowity. Dzień Nauczyciela, choć nie tak fetowany, jak jeszcze kilka lat temu, to jednak przywiódł do kwiaciarni tych uczniów, którzy nauczycieli swych cenią i kwiatkiem chcieli wyrazić swój szacunek.
W tym dniu nachodzą mnie wspomnienia z zamierzchłej, szkolnej przeszłosci. Moi nauczyciele byli naprawdę różni. Lepsi i gorsi, sympatyczni i zupełnie nie dający się lubić. W podstawówce była wśród nich „pani od polskiego”. No co tu dużo mówić, krzyczała na nas tak, że słychać ją było na poziomie dwóch pięter, mimo to bardzo ją lubiliśmy i naprawdę dużo nas nauczyła . Zapomnieć nie mogę natomiast perfidnego chwytu „pod obojczyk” , który do perfekcji opanowany miala „pani od biologii”. Dzisiaj metoda wychowawcza nie do przyjęcia, wtedy jakoś nikt nie pomyślał, by z ewidentnej „przemocy fizycznej” robić aferę. Miło natomiast wspominam obie „panie od matematyki”, spokojne, rzeczowe, cierpliwe , a panią dyrektor szkoły podziwiam do dziś. Zachodzi czasem po kwiaty do mojej kwiaciarni. Zastanawiam się zawsze , gdzie kupuje eliksir młodości – wciąż ta sama klasa, elegancja….i wciąż czuję przed nią respekt,choć – ponieważ pamięta mnie z czasów szkolnych!!! – zawsze sympatycznie się do mnie uśmiecha .
A szkoła średnia….II Liceum Ogólnokształcące, czyli szczeciński „Pobożniak” (zwany tak bynajmniej nie z powodu pobożności uczniów, lecz od imienia patrona ulicy Henryka Pobożnego) za swoich najlepszych czasów . A więc wspaniały dyrektor Fitas; więc nieodżałowany (zmarł bardzo młodo), naprawdę niesamowity nauczyciel języka francuskiego J.Lehmann. Dzięki niemu, w czasach zamkniętych granic, mieliśmy z całą klasą okazję pojechać do Francji; dzięki niemu do dziś mówię w miarę logicznie po francusku, dzięki niemu wiem, co to pasja nauczania. Lubiliśmy go wszyscy, a On lubił nas. „Dwójka” to także bardzo wymagająca, siejąca postrach nauczycielka fizyki p.prof.Radzymińska i zasadnicza, bezkompromisowa p.prof.Cielecka, nasza wychowawczyni. I jeszcze pani profesor Wrzosek – wspaniała matematyczka. To właśnie u niej na lekcji doznałam zaskakującego zjawiska rozdwojenia jaźni. Byłam tak nieprzygotowana do lekcji,że gdy wezwała mnie do tablicy, wyszłam na środek klasy mając wrażenie , że nadal siedzę w ławce. Sama sobie nie mogłam się nadziwić, że plotę takie bzdury.Dostałam oczywiście pałkę, ale poniekąd , z powodu tego rozdwojenia czułam się usprawiedliwiona. Nie mogę nie wspomnieć pani profesor Burbickiej (biologia) i pani profesor Błaszyk (historia) – bez obu pań „Dwójka” nie byłaby taka sama i wszyscy „dwójkowicze” wiedzą dlaczego. Nie miałaby też szczególnego kolorytu bez polonistki pani profesor Getek. A w ogóle :” wszyscy „dwójkowicze” to jedna rodzina, starszy czy młodszy, chłopak czy dziewczyna…” i to jest magia tej szkoły i zasługa nauczycieli w niej uczących. Po ” Pobożniaku” krążył, krąży i krążyć będzie duch twórczej swobody, dystansu do rzeczywistości ,wiary w inteligencję i wrażliwość młodego człowieka, duch wzajemnej sympatii, szacunku dla ludzkiej aktywności i wiary w to , że „chcieć znaczy móc”.
Wszystkim moim nauczycielom dziękuję dziś serdecznie. Ogólnie rzecz biorąc nie było najgorzej. I naprawdę czasami wiele bym dała, by znów zasiąść w szkolnej ławce, poczuć strach przed klasówką, wyjść z ulgą na przerwę po trudnej lekcji, ślęczeć do późnej nocy nad charakterystyką doktora Judyma. No ale cóż… ce n,est pas possible… , niestety.
A więc chociaż kwiaty….
Kilka lat po maturze, mając za sobą studia polonistyczne, sama stanęłam po drugiej stronie barykady. Jako asystent (katedra literatury staropolskiej), uzbrojona w skrypty, fachową literaturę, dokładnie opracowany konspekt poprowadziłam swoje pierwsze zajęcia ze studentami. Potem życie powiodło mnie innymi ścieżkami, ale coś z tamtego belfra jest we mnie do dzisiaj.
Tagi: bukieciki, bukiety, myśli takie sobiePo kilkunastu latach prowadzenia kwiaciarni, rzadko już ulegam cielęcemu zachwytowi nad urodą kwiatów.Wymagająca jestem również wobec siebie i – co prawda- do każdego florystycznego zadania podchodzę z entuzjazmem, ale nie zawsze jestem zadowolona w 100% ze sposobu, w jaki realizuję swoje artystyczne zamierzenia.
I może nie powinnam tak mówić, może to nie wypada bo skromność itd…., ale bukiet , który wykonałam dzisiaj zachwycił mnie i dał powód do zadowolenia. Przede wszystkim zachwyciły mnie róże, zielona odmiana „wimbledon”. Były po prostu piękne. Niespotykany kolor i fantazyjne ułożenie płatków kielicha. Cudo. Po drugie: hortensja, idealnie wprost pasująca do wspomnianych róż i goździk, traktowany często przeze mnie jako wypełniacz bukietu o interesującym, zielonkawym kolorze. Sam bukieciorek bardzo prosty, wręcz surowy, ale dopiero przy takim właśnie, prostym ułożeniu kwiatów ukazało się całe ich piękno. I tę prostotę właśnie cenię we florystyce najbardziej.
Dzisiaj zmierzyłam się z nowoczesną florystyką, po której pomysły czasem sięgam, aczkolwiek bez zbytniego przekonania. Teraz też, gdy obdzierałam róże z pięknych liści bolało mnie serce, ale postanowiłam poświęcić je dla zamierzonego efektu. Wiedziałam, że klient dla którego przygotowuję bukiet doceni moje starania. Widział On już bowiem niejedną moją florystyczną wariację na najróżniejsze tematy i , by wciąż go zaskakiwać, muszę sięgać po coraz bardziej awangardowe rozwiązania.
A że nareszcie można kupić w Szczecinie wszelkiego rodzaju aluminiowe druty, postanowiłam, że na nich właśnie oprę swój pomysł.
Jak to niedawno było
Jakby to wczoraj się działo
A przecież lat tyle przeszło
Tyle dni przeleciało
I patrzycie na Siebie
W Swoje oczy młode
Ty wciąż widzisz Jego miłość
A On Twą urodę
To początek takiego małego wierszyka , jaki dołączyłam dziś do kwiatowego kosza , kóry robiłam z okazji Złotych Godów. Dalej jest już bardziej indywidualnie, ale ten początek – taka ot! zwykła rymowanka – jest przecież taki prawdziwy i uniwersalny. Wiem, że te wierszyki zawsze bardzo cieszą moich klientów, a ja bardzo lubię je dla nich pisać.
Choć rano nic tego nie zapowiadało, sobota była upalna i słoneczna. Szczęście wielkie, ze Panna Młoda wybrała bukiet z cantedeskii. O dekorację samochodu, która jak zwykle korespondowała z wiązanką ślubną, mogłam być więc spokojna. Do cantedeskii mam w takich wypadkach suprocentowe zaufanie. Kiedy mocowałam je na masce czarnego jeepa, przypominała ona rozgrzaną patelnię, a mimo to kwiaty prezentowały się świeżo i nie ucierpiały w kontakcie z gorącym metalem. Do wiązanki jak zwykle : bukiety dla rodziców ( i one utrzymane były w stylistyce bukietu ślubnego ) oraz butonierka dla Pana Młodego , ozdoba na rękę dla świadkowej ( w sukni w morskim kolorze) i butonierka dla świadka. Widzę, że coraz chętniej zamawiane są kwiatowe bransoletki.W przypadku świadkowej to bardzo praktyczne rozwiązanie.Wiadomo przecież, że pełni ona w czasie ceremonii zaślubin ważną rolę. Ręce musi więc mieć wolne. Kwiatowa bransoletka nie dość, że nie przeszkadza to jeszcze dodatkowo wyróżnia świadkową w trakcie wesela. W tym wypadku,podobnie jak butonierki, wykonałam ją z kwiatów mieczyka. Cantedescia była zbyt duża, a mieczyk , uznałam, najbardziej zgrał się z całoscią dekoracji.
Znów zmieniam kolorystykę. Lato i piękne słoneczniki wymuszają nową paletę barw. Żółcie, pomarańcze, zielenie już nieco inne niż wiosną, nieco bardziej oliwkowe, róż owszem, ale w połączeniu z żółcieniami , idący w kierunku ciepłych odcieni, no i oczywiście brąz wikliny.
Dzięki dzisiejszej Pannie Młodej wróciłam w wiązance ślubnej do moich ulubionych niegdyś kolorów.
Panna Młoda , proszę sobie wyobrazić, dokładnie wiedziała czego oczekuje. I choć była subtelną, niedużą jasnowłosą istotą zaskoczyła mnie swoim konkretnym i zdecydowanym podejściem do ślubnej uroczystości. Na rozmowę wstępną przybyła z wydrukowanymi na zdjęciach propozycjami wiązanki ślubnej i dekoracji stołów. Ustaliłyśmy kwotę, która nas obie satysfakcjonowała. Rozmowa trwała pięć minut.
W piątek udekorowałam stoły. Przy okazji poznałam piękne miejsce jakim jest” Willa Ogrody”. Dostarczyłam na salę bukiety dla rodziców, bo takie było życzenie Panny Młodej. W sobotę przygotowałam bukiet ślubny,przypinkę dla Pana Młodego, i wiązaneczki dla pań w roli swiadków.
O godzinie 13, tak jak było umówione, pojawiła się osobiście Panna Młoda w pełnym makijażu i w ślubnym welonie. Zadowolona odebrała wiązankę i uśmiechnięta pomaszerowała na ślub.
Myślę, że wiązanka pasowała do jej temperamentu idealnie.
Znów miałam okazję zrobić kilka moich ukochanych bukieciorków. A ponieważ trudno mi samej je sfotografować, poprosiłam klienta odbierającego bukiet , by potrzymał go do fotografii. Po kilku sekundach pozowania z bukieciorem klient ( zaznaczam, że młody i dobrze zbudowany) spojrzał na mnie z podziwem. Ostatecznie dwa z dwudziestu ujęć wyszły nieporuszone.
I jeszcze niebiesko-żółta kompozycja. Co jakiś czas zdarza się, ze jakaś firma zamawia aranżacje na targi .Traf chce, że firmowymi kolorami są przeważnie: żółty i niebieski. Zestawienie barwne, za którym zdecydowanie nie przepadam. Ograniczony jest również wybór niebieskich kwiatów. Poradziłam więc sobie w inny sposób. Trochę niebieskiej farby i aranżacja dla firmy budowlanej gotowa.
Na koniec bukiecik z lizakami na „osiemnastkę”. Lizaki smakowite i estetyczne więc wiązankę zamieszczam ze spokojnym sumieniem.
Kameliowa wiązanka ślubna w różowo-bordowych barwach powstała dla bardzo subtelnej ,dziewczęcej lecz jednocześnie eleganckiej Panny Młodej. Zarówno dobór sukni , prostej lecz wytwornej, jak i decyzja co do dekoracji samochodu świadczyły o wyrafinowanej prostocie upodobań tejże Panny. Mam nadzieję, że dobrze się czuła z zaproponowaną przeze mnie wiązanką.
Pomysł dekoracji samochodu zaczerpnięty został z katalogu . Jej wykonanie nie było jednak tak proste, jak w podanym tam opisie. Gdyby nie trzeżwość umysłu i doświadczenie, które pozwoliło mi na szybkie reagowanie w kryzysowej sytuacji kwiatowe kule musialabym chyba przywiązać za samochodem. W rezultacie dekoracja wyszła nietuzinkowa. Romantyczna i zwiewna ,a o to, jeśli się nie mylę , obojgu Państwu Młodym chodziło. Życzę im wiele szczęścia na nowej drodze życia.
Na zdjęciach: wiązanka ślubna, bukiety dla rodziców i dekoracja samochodu