Jak powstawał „ogień”…

maj 28th, 2012 Kategoria Pozostałe

Kiedy padło hasło „ogień” pierwsze skojarzenie, jakie pojawiło się w mojej wyobraźni ( bezwzględnie oczywiste)  to były czerwone anturia. Mam już taką naturę, że zazwyczaj mocno zawierzam swojemu instynktowi twórczemu. .Tak było i tym razem. Wymyśliłam sobie pióropusze, szerokie suknie , płonące wiązanki nie mając zielonego pojęcia , jak  od strony technicznej  te projekty zrealizować.. Anturium – wiadomo- kwiat delikatny, a tu w perspektywie siatki, stelaże, druty itp. Zaczęłam od głowy… Z siatką florystyczną męczyłam się tydzień i nic nie wymyśliłam. Wszystko co uczyniłam, było zbyt delikatne by dźwignąć pióropusz z anturiów. Z pomocą przyszła mi niezawodna Lila…Odwiedziłyśmy salon rewii brazylijskiej w Szczecinie i byłam uratowana. Mocny, spawany stelaż na głowę był w stanie utrzymać słonia. Ze spódnicą poszło łatwiej. Zamocowanie falban z siatki florystycznej  na pasku i uformowanie z nich spódnicy skończyło się jedynie kilkoma ranami kłutymi. Wiązanka i naszyjnik to była sama przyjemność. Ślimaki z drutu kręciłam  wieczorami relaksacyjnie wpatrując się w sufit.   A w piątek przed wystawą zaczął się twórczy amok.. Umocowanie anturiów na spódnicy zajęło mi prawie cały dzień. Pomogła mi Magda  i oczywiście mama, która wspierała mnie nie tylko czynem, ale i  dobrym słowem oraz  ciepłym posiłkiem za co została uhonorowana premierową przymiarką anturiowego pioropusza. W sobotę rano, Agnieszka , moja „ogniowa modelka” przeszła metamorfozę w salonie wizażu Lili ( www.lilianogal.pl ) i kiedy byłam już spokojna co do ostatecznego efektu stylizacji zaczęły się tzw. „schody”. Okazało się, że za nic w świecie nie zmieszczę sukni do mojego samochodu , tak by jej nie uszkodzić. Nie dość, że była delikatna to na domiar złego okropnie ciężka.. ani ją położyć, ani trzymać „w powietrzu” . Na ratunek przybył niezawodny w takich przypadkach braciszek, który przewiózł spódnicę swoim sporych rozmiarów autem. A na Wałach Chrobrego… po prostu przestrzeń żywiołów…Wiatr taki, że w powietrzu fruwają nie tylko kwiaty, ale całe kompozycje a także namioty …Ale nic to… Dzielnie przygotowuję modelki… Agnieszka w pióropuszu czuje się jak żaglowiec na wietrze…  Poły namiotu, w którym czeka anturiowa spódnica unoszą się targane zimnymi podmuchami…Agnieszka o  spódnicy słyszała, ale gdy ma ją założyć, jest lekko przerażona…. Daruję jej chyba chodzenie w wysokich szpilkach…Na tym wietrze trzymać musi pióropusz…a gdyby tak straciła równowagę..?.! Jeszcze kolia na szyję…wiązanka do ręki… Czerwona stypha płonie… Jest ok..

2 komentarze dla “Jak powstawał „ogień”…”

  1. pracownia-magenta Napisł/a:

    Niesamowite prace, z chęcią będę tu wracać…


  2. zoltaroza Napisł/a:

    Dziękuję i serdecznie zapraszam.


Napisz Komentarz

You must be logged in to post a comment.

Stronę internetową zaprojektował: Michał Stefanowicz
Blog oparty o WordPress